środa, 15 października 2008

Rozmówki polsko-chińskie [4]

Przechodząc od zewnętrznej strony zachodniej bramy uniwersytetu - dodam, że w jak najbardziej DOZWOLONYM miejscu, na chodniku praktycznie - o mało nie rozjechał mnie jakiś chiński palant. Zdenerwowany tym faktem zapukałem mu w szybę, po czym wywiązała się taka oto wymiana zdań [muszę przyznać, że trochę przy niej gestykulowałem]:

Ja [po chińsku] - Co jest panie? Gdzie masz oczy? Ludzi nie widzisz? Jak jeździsz?
Głupi Kierowca [po angielsku, z adekwatną do sytuacji powagą] - Nie miałeś prawa tędy przechodzić [You didn't supposed to walk here].

Szczena z wrażenia mi opadła, gały na wierzch wyszły, języki mi się pomieszały i nawet nie zdążyłem zapytać za jaką cholerę w takim razie miałem się przemieścić obok bramy:
a) naokoło, przechodząc przez jezdnię 3 razy
b) wzbić się w powietrze i przelecieć nad wjazdem
c) teleportować się,
a w tymże czasie po GK kurz tylko został. Zawodnik się po prostu ulotnił. I sam nie wiem czy w szok wprawiło mnie usłyszenie z chińskich ust sentencji w języku angielskim czy też takaż ich totalna bezsensowność. Zgaduję, że po części i jedno, i drugie.

I jak tu nerwów nie stracić?

Cdn.

Brak komentarzy: