wtorek, 28 października 2008

Zdzisław Beksiński

Jakoś ostatnio zupełnie przypadkowo trafiłem w internecie na stronę Zdzisława Beksińskiego [graficznie, że tak powiem 'wymiata', do tego doskonale zilustrowana muzyką Zbigniewa Preisnera], genialnego artysty grafika. Nazwisko jego - jak chyba każdemu - wcześniej nieraz obijało mi się o uszy, jednak nie z powodu jego fantastycznych dzieł, a z powodów dużo bardziej prozaicznych. Mam tu na myśli pewne fatum, które ciążyło nad jego rodziną. Najpierw tragicznie zmarła żona, później samobójstwo syna [temat na oddzielną historię], aż wreszcie morderstwo samego Beksińskiego.

Pytanie jak realnego wymiaru nabierają teraz jego od zawsze przesiąknięte widmem śmierci prace. To jest już coś co wychodzi poza ramy obrazu, tak jak legenda Bruce'a i Brandona Lee. Porównanie to wydaje mi się jak najbardziej na miejscu, abstrahując oczywiście od wszelakich teorii spiskowych, jednak jak najbardziej skłaniając się ku pełnym tragizmu drogom losu, które uczyniły z tegoż artysty jeszcze większą legendę. Zaznaczam: jeszcze.

Nie napiszę ani słowa o moich wrażeniach odnośnie prac pana Beksińskiego. Nie będę też ich komentował. Myślę, że do kogo trafi, do tego trafi. Powiem tylko, że mnie te obrazy szalenie inspirują.

Sylwetka artysty.









art: Zdzisław Beksiński

Ucz się ucz, bo nauka to potęgi klucz, ale co z tego skoro i tak nie otworzysz nim drzwi do swojego mieszkania w przypadku zgubienia kluczy na boisku

Jako że dosyć długo - bo już bez mała dwa tygodnie - trwał mój rozbrat z piłką, zeszłej soboty postanowiłem trochę sobie pokopać. Jan wprawdzie był zajęty, ale udało mi się namówić Andrzeja, co by ze mną se troszku pograł. Jak wymyślilim, tak zrobilim. Nie brałem tym razem ze sobą swojej treningowej torby, toteż klucze wsadziłem do kieszeni po prostu.

Jak się później okazało - to był mój błąd! Klucze zgubiłem gdzieś na boisku, a że się już ściemniało ni sposób było ich znaleźć. Bez kluczy, dokumentów, pieniędzy ani telefonu czułem się tyle nagi, co zupełnie bezsilny.

Całe szczęście, że są jeszcze ludzie na których mogę liczyć. Życie uratowali mi Jan i May, dzięki pomocy którym udało mi się dodzwonić do agencji mieszkaniowej, za pośrednictwem której zdobyłem numer telefonu mojego najemcy, który to bezzwłocznie pospieszył mi z pomocą przybywając ze swoim kompletem kluczy [za to dużo tych 'których' ;]. Cała operacja trwała niemal 3 godziny, ale w końcu udało się - wszedłem znów do swojego mieszkania, gdzie miałem jeszcze zapasowy komplet.

Szczęście, że wszystko dobrze się skończyło, bo choć miałbym gdzie spać, to ominęłaby mnie impreza urodzinowa, ale przede wszystkim zagrożone byłoby niedzielne spotkanie z Panem Cai'em.
A tak? Mam wnioski na przyszłość. Zaraz pędzę do warsztatu jakiego dorobić sobie nowy komplet, który tym razem zostawię u kogoś znajomego, by wyżej opisana sytuacja już nigdy się nie powtórzyła.

czwartek, 23 października 2008

Jubileuszowy

Ale ten czas szybko leci! Ledwo co się obejrzałem, a tu już rok minął... Tak! Okrągły rok! A dokładnie to rok i jeden dzień, bo jubileusz był wczoraj. Oczywiście mowa o rocznicy powstania bloga.

Ile przez ten okres rzeczy się pozmieniało! Jakbym zaczął wymieniać to bym pisał i pisał, ale i tak nie ma sensu, bo większość wydarzeń na blogu się znalazła i w każdej chwili można je sobie przypomnieć.

Do pisania zainspirowany zostałem przez Asię, która założyła własnego bloga z myślą o przyjeździe do Chin. Idea ta wydała mi się tak oczywista, że aż nie mogłem się nadziwić, że sam nie wpadłem na nią wcześniej.
Strona powstała głównie z myślą o bliskich i znajomych, z którymi staram się pozostawać - mimo odległości - w jak najbliższym kontakcie. Prowadzenie bloga znacznie mi to ułatwia. Z drugiej strony nie ukrywam, że jest to też jakiś sposób na samorealizowanie się.
Z czasem 'lifeinxiamen' zaczęło się rozwijać - zacząłem dodawać nowe etykiety, pojawiły się nowe aplikacje, ale przede wszystkim rozszerzyła się tematyka strony, która z osobistego dziennika przeistoczyła się w blog częściowo nawet 'niemal-publicystyczny'. Faktem jest też, że prowadzenie bloga nabrało przeze mnie bardzo osobistego charakteru - choć staram się trzymać dystans, to nie zawsze mi się to udaje. No i nie ukrywam też, że to dla mnie wielka frajda.
Jedyne czego mogę żałować to to, że nie zacząłem pisać go trzy lata temu... :)


----------


No więc co? No to STO LAT!!!

wtorek, 21 października 2008

XiaDa [2]

Taki bonusik mały. Obiecałem kiedyś Arkowi zdaje się, a że ja słowa dotrzymuję, więc oto jest. I to w dodatku nie 9., a 10. piętro! :)


Widok z budynku Caiqingjie


foto: Tomas

poniedziałek, 20 października 2008

Południowo-wschodnie wybrzeże [2]

Jestem takim trochę symetrycznym typem. Oznacza to mniej więcej tyle, że czasem potrzebuję zrobić coś, co pozwoli mi odzyskać równowagę, spokój którego potrzebowałem po ostatnich szaleństwach. W tymże celu udałem się [z Janem] w leniwe niedzielne popołudnie na przechadzkę brzegiem morza. Bez planu, bez celu, bez pośpiechu. Z aparatem.
Powiem tylko tyle, że balans odzyskany :).



Statki zawijające do portu:








Pamiętacie pierwszą notkę Południowo-wschodnie wybrzeże? Zdjęcia tegoż samego bulwaru [ależ kwiatami obrodziło!]:


Małe deja vu? ;)







Zapuściliśmy się też troszkę dalej:








A tu poniżej znajoma już wszystkim plaża naprzeciw bramy uniwersytetu Bai Cheng [白城]






foto: Tomas

H jak Hamblirger

Literówek popełnianych przez Chińczyków ciąg dalszy. Poniższe to tylko kropla w morzu, bo tego typu kfiatki można znaleźć niemal wszędzie. Wystarczy przejść się ulicą z aparatem i przy odrobinie szczęścia można natknąć się na takie oto perełki:






Dodam jeszcze od siebie takie subiektywne spostrzeżenie, że te pomyłki to jest taka swoista metafora chińskiej mentalności i podejścia do życia - 'byle jak, aby jakoś to było'.


foto: Tomas

niedziela, 19 października 2008

Beach Party

Regularnie odbywające się na plaży Haiyuntai Beach Party powoli staje się już tradycją życia towarzyskiego w XMN. Organizowane przez obcokrajowców staje się coraz bardziej popularna głównie wśród studentów UX, którzy stanowią większość jej uczestników. Impreza zazwyczaj zaczyna się ok. godziny 14 w sobotę, a kończy o 7 rano następnego dnia - taki maraton to prawdziwe wyzwanie nawet dla zatwardziałych imprezowiczów!

Wstęp jest oczywiście bezpłatny. Organizatorzy zapewniają piwo [10Y], przekąski [hot dog za 30Y, ale warto było!], muzykę [coś w klimacie lecącego w tle 'american boy'a' :], piasek i wodę ;). O ile jest się zaopatrzonym w piłkę to można zagrać w siatkówkę [siatka jest na miejscu] lub piłkę nożną, można też popływać w morzu [jak dla mnie pływanie takie zaliczać się powinno do sportów ekstremalnych, a to ze względu na stan zanieczyszczenia morza...]. Wczoraj były nawet fajerwerki!

Wczorajsza impreza była pierwszą z tego cyklu, w której brałem udział. Prawdopodobnie też ostatnią w tym roku, ponieważ z dnia na dzień pogoda się ochładza, dlatego też o słońce będzie tu coraz trudniej.
Więc? Do zobaczenia latem! :)

PS. Nie ma żadnych zdjęć, bo nie chciałem ryzykować, żeby aparat mi się zapiaszczył ;P

czwartek, 16 października 2008

środa, 15 października 2008

Rozmówki polsko-chińskie [4]

Przechodząc od zewnętrznej strony zachodniej bramy uniwersytetu - dodam, że w jak najbardziej DOZWOLONYM miejscu, na chodniku praktycznie - o mało nie rozjechał mnie jakiś chiński palant. Zdenerwowany tym faktem zapukałem mu w szybę, po czym wywiązała się taka oto wymiana zdań [muszę przyznać, że trochę przy niej gestykulowałem]:

Ja [po chińsku] - Co jest panie? Gdzie masz oczy? Ludzi nie widzisz? Jak jeździsz?
Głupi Kierowca [po angielsku, z adekwatną do sytuacji powagą] - Nie miałeś prawa tędy przechodzić [You didn't supposed to walk here].

Szczena z wrażenia mi opadła, gały na wierzch wyszły, języki mi się pomieszały i nawet nie zdążyłem zapytać za jaką cholerę w takim razie miałem się przemieścić obok bramy:
a) naokoło, przechodząc przez jezdnię 3 razy
b) wzbić się w powietrze i przelecieć nad wjazdem
c) teleportować się,
a w tymże czasie po GK kurz tylko został. Zawodnik się po prostu ulotnił. I sam nie wiem czy w szok wprawiło mnie usłyszenie z chińskich ust sentencji w języku angielskim czy też takaż ich totalna bezsensowność. Zgaduję, że po części i jedno, i drugie.

I jak tu nerwów nie stracić?

Cdn.

środa, 8 października 2008

Saturday night fever

Jakiś czas temu do Kraju Środka zawitała mama Pauliny oraz jej brat, Kamil. Po długich wojażach po Chinach przyjechali oni do Xiamen, co postanowiliśmy uczcić wyjściem na tzw. balety :) Toteż w minioną sobotę udaliśmy się na tournee po Haiwan Gongyuan [miejsce, gdzie znajdują się najlepsze kluby w Xiamen]. Odwiedziliśmy m.in. Honey, KK i The Key. Spotkanie wypadło ze wszech miar dobrze, aczkolwiek nie bez drobnych zgrzytów, o których jednak już nikt zdaje się pamiętać.

Zdjęcia poniżej:


Jakby ktoś miał wątpliwości, to Paulina po prawej, a Mama po lewej ;)


Z Kamilem, Paulą i Danim


Od lewej: Mama, Kamil, Ja i Paula


foto: Archiwum Pauliny

Nowi Polacy

Wraz z rozpoczęciem nowego roku szkolnego do Xiamen zjechali studenci z całego świata. W tym i nowi ludzie z Polski. Dwoje nowych uczniów to Kasia i Andrzej.

Kasię poznałem przez mojego bloga, w którym to sporadycznie pisuje komentarze. Jest po dziennej sinologii na UW i przyjechała tu na roczne stypendium.

Andrzeja natomiast poznałem już troszkę wcześniej, a okoliczności naszego spotkania opisałem w notce pod tytułem 'Bo wszyscy Polacy...'. Spotkałem go dopiero wczoraj, mimo iż jest tu już dwa tygodnie. Fakt ten tłumaczyć można tym, że Andrzej się teraz doktoryzuje, a więc zajęcia nasze odbywają się w zgoła innych miejscach.

Nie szukam już Polaków na gwałt, tak jak to było rok temu, ale przecież wiadomo, że razem zawsze raźniej :).

niedziela, 5 października 2008

Mleczna afera

Dzisiejsze artykuły:

  1. http://wiadomosci.onet.pl/1833806,12,czekoladki_cadbury_z_chin_wycofane_po_skandalu,item.html
  2. http://wiadomosci.onet.pl/1835460,12,chiny_12_procent_produktow_zakazonych,item.html
  3. http://wiadomosci.onet.pl/1837985,12,chiny_plynne_mleko_na_rynku_bez_melaminy,item.html

Komentarz:

Rzecz o aferze, o której teraz w Chinach bardzo głośno. W niektórych krajowych produktach mlecznych odkryto toksyczną substancję - melaminę. Dziesiątki tysięcy osób ciężko zachorowało, są też ofiary śmiertelne. Ze sklepów wycofano lub przeceniono większość produktów mlecznych. Trudno jednak mówić o panice, bo zauważyłem że Chińczycy jakoś zbytnio się tym nie przejmują. A ja? Mam mleko w lodówce i boję się go wypić.

Ups, awaria!

Dzisiejszy artykuł:

http://wiadomosci.onet.pl/1832761,12,item.html

Komentarz:

No cóż, i takie wypadki się zdarzają!
Całe szczęście, że było ludzi do pomocy ;)

Sąsiadki

Różnego typu spamerzy zwykli wrzucać mi różnego typu reklamy przez lukę pod drzwiami - a to menu nowo otwartej knajpki, innym razem jakieś wizytówki itd., itp. Pewnego dnia zastałem jednak pod drzwiami notkę. Notka zaadresowana była do "Sąsiada spod 607" a nadawcą jej byli sąsiedzi, a właściwie sąsiadki spod mieszkania 606.

Z pozostawionej wiadomości wyczytałem między innymi, że sąsiadami mymi są dziewczęta, które dopiero co wprowadziły się do mieszkania obok. Po przeczytaniu odłożyłem liścik i na jakiś czas o nim zapomniałem, aż do dnia gdy usłyszałem nieśmiałe pukanie do wrót mego królestwa. U progu oczom mym ukazała się nieśmiała dziewczyna z zaadresowanym do mnie listem w ręku [od mamy :], wyjaśniając że list już od jakiegoś czasu leżał sobie gdzieś na drugim piętrze i nikt się po niego nie zgłaszał, więc postanowiła mi go doręczyć osobiście. Jako, że nie przypominam sobie abym wcześniej go tam zauważył, wysnułem więc swoją własną teorię spisku. Spisek rzekomy polegać miał na tym, że list owy podstępnie zastał mi podharcerzony spod drzwi po to tylko by sprokurować okazję do rozmowy ;) Tak poznałem Xiao Zheng.

Innym razem w trakcie wieszania prania na balkonie zagadała mnie Candy [swoją drogą Chińczycy nadają sobie bardzo ciekawe imiona :]. Z rozmowy z nią dowiedziałem się, że dziewczyny w trójkę wynajmują mieszkanie, są studentkami i uczą się w pobliskim koledżu. Innym razem Candy przyniosła mi pomelo [taki duży grejpfrut], ja za to odwdzięczyłem jej się powieszeniem jej prania na moim balkonie. Ponoć pralka im się zepsuła, ale co ma wspólnego jedno z drugim? Wietrzę tu kolejną część spisku!

W związku z powyższym całość pozwolę sobie spuentować cytatem z piosenki Staszewskiego:
Sąsiedzi moi - czasem śmieszą mnie, lecz czasem ich się boję
;)

piątek, 3 października 2008

Focus on

Now you see me...


... now you don't! ;)


foto: Tomas

Świątynia Nanputuo [2]

Dzisiaj wybraliśmy się do Nanputuo i na wyspę Gulang, ale baterii w moim aparacie starczyło tylko na te kilka zdjęć :(







foto: Tomas

Brzegiem morza

Jeszcze nie zaczęła się na dobre szkoła, a już mamy wolne!

W poprzedni weekend odrobiliśmy miniony poniedziałek i wtorek i w ten oto sposób mamy cały tydzień wolnego. Przerwa spowodowana jest obchodami chińskiego święta narodowego, które przypada na 1 października i dwa kolejne dni robocze.

Wolny czas wykorzystaliśmy z Bratem na zwiedzanie w Xiamen.
W czwartek wybraliśmy się na spacer nad morzem, wzdłuż linii brzegowej otaczającej wyspę Xiamen.




Po drodze wpadliśmy na pomysł wynajęcia rowerów. Wzięliśmy tandem i wyruszyliśmy w drogę.


A oto i nasz 'batmobil' ;)


















Zeszło nam do wieczora, ale warto było [co zresztą widać powyżej ;]
A na koniec taki oto romantyczny akcent:


:)


foto: Tomas