Oprócz obu Loy Kratongów, miniony weekend obfitował w urodzinowe party, o ile tak je można nazwać.
W niedzielę urodziny miał Mathieu, studiujący architekturę kolega z Francji. Spotkałem go w sobotę na boisku piłkarskim. Gdy po grze wracaliśmy już do akademika to mimochodem wspomniał o swych urodzinach i w ten o to sposób zostałem przez niego na nie zaproszony. Wróciłem do siebie, wyszykowałem się i już byłem u niego w chacie [nie mieszka w akademiku, tylko wynajmuje mieszkanie niedaleko, z Adrianem - też Francuzem i jeszcze z jakimś Chińczykiem]. Co mnie zdziwiło - gości policzyć można było na palcach jednej ręki. Oprócz jubilata i mnie byli też wspomniany wcześniej Adrian, Niemiec Rene, z którym chodzę na Minanhuę oraz Natalie, również z Francji.
Mieszkanko mają takie sobie. Mogłoby być bardziej przytulne, gdyby je doprowadzili do bardziej używalnego stanu i mniej brudzili, no ale ciężko o coś takiego w miejscu gdzie żyje 3 facetów naraz ;)
Siedzieliśmy tam troszkę, gadaliśmy, popijaliśmy, no a jak już wszyscy zgłodnieli, to wyruszyliśmy w miasto. Mathieu zaprosił nas na kolację do indonezyjskiej restauracji! Jedzenie było przepyszne, a nawet obsługa bardzo miła :) Z tego co pamiętam to skosztowaliśmy m.in. makaronu po indonezyjsku, kurczaka w cytrynowej trawie, bakłażana na ostro, ryby w sosie kokosowym [pyyyychaaa!!!] oraz krewetek curry. Wszystko smakowało extra! Jedynym minusem był stosunek ceny do ilości, gdyż dania nie należały do tanich i były stanowczo za małe :/
Po smacznym posiłku udaliśmy się do kawiarni. Ja zamówiłem sobie kakało :> Chciałem posmakować chińskiego kakała, a zresztą nie pijam kawy. Muszę powiedzieć, że było pyszota! Ale znowu ta cena - 15Y za kubek :/ Heh, jak już można tu dostać coś innego, lepszego to zazwyczaj jest droższe nawet niż u nas w Polsce :) Dziwne...
Następnie udaliśmy się do UX posiedzieć nad jeziorkiem, zaopatrzeni w to i owo :) Atmosfera i klimacik nad jeziorkiem były niepowtarzalne, do tego księżyc w pełni. Ach... rozmów i wygłupów w takim otoczeniu i warunkach nigdy nie chciało by się kończyć :)
W międzyczasie dołączył do nas kolega Robert [też z Niemiec] - trochę zakręcony, ale bardzo w porządku. Pośmialiśmy się z nim jeszcze trochę, po czym skoczyliśmy wszyscy razem na kaorou [chińskie barbecue], a potem to już każdy w swoją stronę, bo i pora już późna była.
Bardzo miło spędziłem więc wieczór z soboty na niedzielę, którego wspomnienie pozostanie w pamięci na długo... :)
Dzieje Bydgoszczy
1 miesiąc temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz