wtorek, 27 listopada 2007

Urodziny Floriana

Kto to właściwie Florian jest? A to taki sympatyczny Niemiec. Tak bardzo sympatyczny, że określenie - dajmy na to - Szwab zupełnie do niego nie pasuje :) Jest wysoki, chudy, ma długie włosy, nosi okulary, a i poczucie humoru ma bardzo osobliwe, co bynajmniej w tym wypadku nie jest wadą :D
Poznałem go jakiś czas temu, gdy Sebastian [gram z nim często w piłkę] wyciągnął mnie w pewien piątkowy wieczór do kafejki na multiplayera w Counter Strike'a. Było miło i od tamtego czasu... już co tydzień wybieram się najpierw na kolację, potem na bilard i na końcu na CS'a razem z nimi i kilkoma Indonezyjczykami - Adim, Andreasem, Rianem i innymi.

Do rzeczy.
Urodziny Floriana były tydzień temu, ale postanowił je zorganizować w minioną niedzielę, tuż po xiameńskim Loy Kratongu. Sponsor się nie pojawił, więc miałem wolny wieczór, zresztą już wcześniej obiecałem mu, że przyjdę. Jak tylko Asia i Renata usłyszały o imprezie, to mimo, iż w ogóle jeszcze nie znały Floriana postanowiły się wkręcić. Jubilat nie miał oczywiście nic naprzeciwko. Trzeba było szybko coś wymyślić na prezent, więc skoczyliśmy szybko do sklepu po chińskie wino Changyu, rocznik 1999 za 30Y XD Żeby nie było - Changyu to w Chinach uznana marka :) Natychmiast potem udaliśmy się na miejsce imprezowania, czyt. na plażę. A tam czekał już na nas Florian z przyjaciółmi.

Rozpoczęło się bardzo spokojnie, od spożywania różnej maści trunków, czyli tak jak zawsze i wszędzie. Oczywiście nie mogło się skończyć tylko na tym. Floriana cechuje to, że ma milion pomysłów na minutę, więc nawet się nie obejrzałem, kiedy to podzieliliśmy się na drużyny, ustawiliśmy bramki z klapków i śmigaliśmy za piłką po piasku :) Grać w takich warunkach było oczywiście mordęgą i... niesamowicie fajną zabawą!
Pobiegaliśmy tak trochę, a potem przyszedł czas na odpoczynek, popitkę i... znów jubilat dał znać o sobie! Tym razem na tapecie pojawiła się siatkówka. Co jak co, ale plaża to idealne miejsce ba tego typu grę, więc nie trzeba mnie było długo prosić :) Miałem w końcu szansę trochę się wytarzać, hehehe :D

O ile dobrze dobrze pamiętam następną atrakcją była gra w butelkę. Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć na czym ta gra polega :) Osoba wylosowana miała do wyboru pytanie lub zadanie. Największego pecha miał Sebastian, który 3 razy z rzędu został wylosowany, a pytania jakie mu zadawano można by nazwać "co najmniej" wstydliwymi. Oczywiście były też i osoby, które pragnęły dać ujście swoim nadpobudliwym skłonnościom, co zaowocowało zadaniami w stylu: wchodzenie na palmę [oczywiście nie kto inny jak szczęściarz Sebastian :], udawanie małpy, stanie na rękach [Renata], taniec erotyczny z palmą [niestety ja, na szczęście nikt tego nie zarejestrował :P], ale najciekawsze miał Adi, który to miał przestraszyć dwie, Bogu ducha winne dziewczyny, które - na własne nieszczęście - znalazły się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. Mimo pozornej trudności zadanie zostało wykonane wzorowo :)

Co było potem pamiętam już mniej klarownie. To, co najbardziej utrwaliło mi się w pamięci, to Florian, który wypił kapkę za dużo i miał problemy z nadpobudliwością, co z kolei stworzyło nam problemy z ujarzmieniem jego. Trzeba było poruszać się bardzo ostrożnie i imponować zwinnością, by nie przykuć jego uwagi, nie zostać zaatakowanym i natychmiast powalonym na ziemię.
Nieszczęściem Sebka było to, że Florek upodobał go sobie na ofiarę, co z kolei było błogosławieństwem dla nas, ponieważ mieliśmy względny spokój :) Jednak nie na długo, gdyż wkrótce potem Florian ubzdurał sobie by atakować moją nogę, która wcześniej została zmasakrowana w starciu z Sebastianem, gdy graliśmy w piłkę.
Ucierpiała też Yenni, która -pechowo - znalazła się w pobliżu Florcia, gdy jego stan osiągnął apogeum szaleństwa. Gdy tylko dostrzegł ją na horyzoncie, bez zbytniego zastanawiania się zaserwował piłką w twarz biednej dziewczyny. Biedaczka długo musiała do siebie dochodzić.

Gdy po jakimś czasie udało się uspokoić jubilata, czy to może on sam już opadł z sił, zaczął się tzw. "stały fragment gry", czyli..."yyy....buuueeee" XD W tym trudnym dla niego czasie, byliśmy jednak przy nim, a ja dzielnie zasypywałem rzygowiny piaskiem, jakby miało to coś dać :) Chłop zrobił swoje, a potem zaczęliśmy już się zwijać do domu. Florian nie był nawet w stanie się czołgać, więc ja i Sebastian musieliśmy go nieść. Do tej pory nie wiem, jak udało nam się go przepchnąć przez dziurę w bramie naszej szkoły, ani jak zawlekliśmy go na 6. piętro, no ale jakoś się udało. Zainteresowanego odprowadziliśmy aż do łazienki, gdzie ów - jak się później okazało - spędził noc.

A ja? Świadom dobrze spełnionego, obywatelskiego obowiązku, pożegnałem się i wróciłem grzecznie do siebie :)

A teraz coś na osłodę:

Komentarz zbędny :)


foto: Archiwum

3 komentarze:

miasto-masa-maszyna pisze...

Tak bardzo sympatyczny, że określenie - dajmy na to - Szwab zupełnie do niego nie pasuje :)

Jak nie "Szwab" to zawsze można wymyśleć inne obelgi. Np. "Sakson". Albo "Prusak". Albo "Ślązak". Albo "Kaszub". Albo "Żyd". Albo "Cygan". Albo "Chińczyk".

Anonimowy pisze...

"yyy....buuueeee" - ktos mi ostatnio mowil o pieknie jezyka polskiego co to ma wyrazy dzwiekonasladowcze...
Zawsze brakowalo mi w/w... :)

Fajna imprezka. Ja zazdroszcze tego kawalka "w klapkach" mowiacego, ze u Was jest cieplo i ze nie zamarzacie w mokrym i wietrznym Cardiff...

Anonimowy pisze...

Stary a Ty sie cos uczysz czy tylko imprezujesz?

to mowilem ja, jarzabek ;-)