środa, 29 sierpnia 2012

Lustereczko, powiedz przecie...

Oto co wysmarowała jedna z moich podopiecznych podczas lekcji angielskiego. Tematem zajęć były części twarzy, a zadaniem milusińskich było narysowanie portretu sąsiada i otagowanie go. Przyjrzyjcie się uważnie częściom twarzy na poniższym rysunku ze szczególnym uwzględnieniem zębów...


Tak, zgadza się - szczerość dzieci nie zna granic! Annie bardzo poważnie potraktowała swoje zadanie i opisała wszystko jak widzi. Dobry Boże, całe szczęście że nie zdecydowała się na rysowanie mojego portretu... :)

wtorek, 28 sierpnia 2012

Engbanboy

Kolejna już, mało udana próba podrobienia znanego szyldu? Skąd! Engbanboy, to już niemal uznana marka w Chinach, wszak dysponują rozległa siecią butików w całym kraju. W samym Xiamenie widziałem już conajmniej dwa lub trzy sklepy tej franczyzy.


Żeby rozwiać wszelkie wątpliwości - sprzedaż Playboya, oraz innych tego typu pism, jest w Chinach zakazana. Skąd więc taka popularność odzieży i obuwia sygnowanej tą marką? Dla mnie pozostaje to zagadką... o_O

Tesco

Chińczycy - mistrzowie w podrabianiu (gdzie określenie "mistrzowie" niekoniecznie odnosi się do jakości wyprodukowanych podróbek) i odcinaniu kuponów, atakują ponownie. Tym razem "ofiarą" padła znana angielska sieć hipermarketów:



Jednak tym razem Chińczycy wykazali się nie lada kreatywnością, która - zapewne - zdążyła już zadziwić nawet ich samych. Diabeł tkwi w szczegółach. Chińskie tłumaczenie nazwy marki Tesco to 乐购, co oznacza tyle co szczęśliwe zakupy. Natomiast na powyższym szyldzie widnieje chiński napis 优乐购, niejako tłumaczenie oryginalnej nazwy sklepu, wzbogacone jednak o znak 优, który oznacza mniej więcej tyle co wyborny. A więc udając się do powyższego sklepu, nie mamy prawa oczekiwać niczego innego jak tylko wybornie szczęśliwych zakupów, a więc nawet jeszcze lepszych niż w oryginalnym markecie. No cóż, ponoć reklama dźwignią handlu.

sobota, 28 lipca 2012

Rozmówki polsko-chińskie [14]

Rozmowa z pewnym mało rozgarniętym kierowcą podczas jazdy taksówką:

[Kierowca] - A ty skąd jesteś? - standardowe pytanie. Potem było już jednak mniej standardowo. Dla dobra opowieści nie będę sztywno trzymał się porządku rozmowy :)
[Ja] - Z Polski.
[K] - To daleko stąd?
[J] - Yyy, no daleko.
[K] - A jak daleko?
[J] - No, nie wiem, ale bardzo daleko. Polska. Nie wiesz gdzie to jest?
[K] - Nie wiem.
[J] - No w Europie.
[K] - ...
[J] - (zdziwienie) Wiesz chyba gdzie jest Europa...?
[K] - (zakłopotany) Bo, my tu raczej nosa poza Chiny nie wystawiamy...
[J] - (zrezygnowany) ...
[K] - A ile u Was kosztuje wieprzowina?!
[J] - Wieprzowina?? Yyy, nie wiem, ale na pewno drożej niż tu...
[K] - A kurczaki, kaczki i ryby?
[J] - Co?!
[K] - A kurczaki, kaczki i ryby, no. Czy u was takie same są jak u nas??!
[J] - (zdziwiony) Oczywiście... oczywiście, że tak. Takie same.
[K] - Jeszcze jedno. A... a czy wy... a czy u was dzień też ma 24 godziny???!!!
[J] - ...

Cdn.

sobota, 21 lipca 2012

Park Kultury Kolei - odnowiony szlak kolejowy

Niedaleko naszego miejsca zamieszkania mieszczą się nieużywane już od dłuższego czasu tory kolejowe. Szyny rozciągają się od stacji kolejowej Xiamen (Centralne) aż do Przystani Pokoju ( 和平码头 ). W czerwcu ubiegłego roku władze miasta wyremontowały tą trasę przeobrażając ją w Park Kultury Kolei ( 铁路文化公园 ). W ten sposób nieużywany i zupełnie dotychczas nieprzydatny obiekt przeistoczył się nie tylko w unikalny w swoim rodzaju park, dostarczając okolicznym mieszkańcom miejsca do spacerów, spędzania czasu, edukowania wiedzy nt. miasta i jego linii kolejowej, ale również i ciekawą atrakcję turystyczną. Sąsiadujący z parkiem Chińczycy lubią przechadzać się torami dawnej kolei,zabierają tu swoje pociechy, uprawiają jogging, gromadzą się spędzając czas z przyjaciółmi, przychodzą pogłębiać swoją wiedzę o okolicy, używają ścieżki jako skrótu, a nawet szukają pożywienia (podczas mojej pieszej wycieczki spotkałem pana, który zbierał żywe cykady - tak, oni to jedzą! niestety uciekł zanim mu zdążyłem zrobić zdjęcie), a turyści szwendają się i pstrykają zdjęcia (tak jak ja :)).

Park podzielony jest na cztery strefy:
铁路文化区 (Strefa Kultury Kolei, 850m dł.);
民情生活区 (Strefa Życia Codziennego, 1040m);
风情体验区 (Strefa Doświadczania Życia, 1382m);
oraz 都市休闲区 (Strefa Miejskiego Wypoczynku, 550m).

Jedno z wielu wejść do parku znajduje się paręset metrów od nas, więc wchodzę na tory i skręcam w lewo, czyli na zachód, i udaję się trasą w tamtym kierunku.

Od czasu do czasu, na poboczu można natknąć się na altanki pod których dachem można wygodnie usiąść i się zrelaksować.

Tory na całej szerokości parku są wybrukowane, żeby wygodniej się po nich chodziło.

Cała droga jest również oświetlona latarniami, co bardzo pomaga w nocy, ponieważ w okolicy po zmroku jest tu naprawdę ciemno.

Na całej szerokości parku jest niesamowicie zielono. Hm, w sumie niby nic dziwnego, bo to w końcu park. Tak czy siak, dodaje to torom kolejowym pewnego uroku i tajemniczości. Za dnia grają tu cykady (o ile jeszcze wszystkich nie zjedzono!), a po zmroku można napotkać pałętające się gdzieniegdzie żaby.

Mniej więcej w tym miejscu park się kończy.

Po przekroczeniu jezdni powoli wchodzimy w obszar należący do stacji kolejowej.

Przed wejściem ostrzega nas tablica z kategorycznym zakazem, ale nie dajmy się zwieść - po prawdzie to droga ta używana jest przez lokalnych mieszkańców jako skrót.

Kilkaset metrów dalej znajdujemy się już na terenie czegoś w rodzaju zakładów naprawczych taboru kolejowego.

Możemy również podziwiać stojące na bocznych torach, ale w pełni jeszcze sprawne i aktywne chińskie lokomotywy.

Tak mniej więcej przedstawia się tabor xiameńskiej kolei.




Na zdjęciu jeden ze starszych, nieczynnych już modeli lokomotywy - odstawiony na boczny tor, za bramą (bali się, że ktoś ukradnie?).

Poruszając się dalej w tamtym kierunku dochodzimy do stacji kolejowej Xiamen. Nie ma sensu się dalej przedzierać, więc zawracamy i idziemy w drugą stronę.

Po tej stronie parku można spotkać decydowanie więcej odwiedzających.

Okoliczni mieszkańcy lubią spotykać się i relaksować w parku, niekiedy zjawiając sie tam całymi rodzinami.

W zależności od miejsca, tory są wyłożone kostką brukową, cegiełkami, drewnianymi panelami, wylane betonem, a czasami nawet pozostawione w stanie oryginalnym.

Co jakiś czas możemy napotkać porozstawiane po trasie mapki z naszą aktualną lokalizacją. Jednak gwarantuję, że i bez nich nie sposób się zgubić :)

Słup przy jednym z wejść do parku, niedaleko ogrodu botanicznego.

Fragment torów wbudowany w jezdnię, pomiędzy wejściami do parku, tuż przy botaniku.

Wejście do odnowionego i wyremontowanego tunelu. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu był on domem dla wielu bezdomnych błąkających się po okolicy, którzy urządzili sobie z niego sypialnię. Dziś jest odświeżony, a po nieproszonych gościach nie ma już w nim ani śladu.

Tunel nie jest długi (697m), a wydrążony jest w górze i prowadzi w pobliże Xiady. Jego wnętrze zdobią ścienne rzeźby z granitu...

... oraz podświetlane tablice opowiadające historię miasta i kolei.

Wylot tunelu prowadzi do 鸿山...

... z 鸿山 do 大生里...

... a z 大生里 aż na 民族路...

... a tuż przy 民族路 znajduje się przytulna kafejka Rendez vous...

 
Za 民族路 i Rendez vous znajduje się jeszcze skwer...

... a za skwerem tory przez ulicę prowadzą aż do Przystani Pokoju ( 和平码头 ), gdzie kiedyś, zapewne, towary dostarczane były szlakiem kolejowym do portu i ładowane na promy.

Łącznie, cały, nieużywany od ponad 30 lat, szlak kolejowy liczy sobie około 4.5km.

piątek, 13 lipca 2012

Dzień w Hong Kongu

A właściwie dwa dni, ale poniżej relacja tylko z jednego, ponieważ jakoś tak wyszło, że dnia drugiego nie było ani chęci ani czasu na pstrykanie fotek - w końcu nie po to się wówczas do Hong Kongu wybraliśmy. A wybraliśmy się po wizę dla Myni (perypetie opisane w poście pt. Kłopoty z wizą). O naszych problemach pisałem wcześniej, więc tym razem pominę ten wątek i skupię się tylko na przyjemnych rzeczach :)

Zwiedzanie Hong Kongu rozpoczęliśmy od przechadzki po Harbour i Alei Gwiazd. Za dnia można obejrzeć gwiazdy znanych chińskich aktorek i aktorów umiejscowione w płytach chodnikowych. Nocą, natomiast, odbywa się tutaj pokaz laserów.

Panorama drugiego brzegu zatoki.

Zapewne w tym miejscu każdy spodziewał się opisu i nazwy budynku na zdjęciu - niestety, muszę Was rozczarować. Zamiast tego będzie żart. Po angielsku.

There were two peanuts, walking down the street, and one was
assaulted.

...

 o_O

Tyle anegdot. Po spacerze czas na papu. Hongkondzka (na pewno tak to się odmienia?!) kuchnia fusion jest wyśmienita, a wybór jest przeogromny. Tym razem skusiliśmy się na kurczaka i wołowinę z serem. Pycha!

Szklane domy, czyli wieżowce, jakich w HK bez liku.

Pogoda naprawdę dopisywała, więc postanowiliśmy udać się na dłuższy spacer. Po drodze mijaliśmy naprawdę fajne widoki, no i oczywiście multum wieżowców.

Słynne dwupiętrowe autobusy, a zwłaszcza tramwaje są jedną z wizytówek Hong Kongu. Doskonale symbolizują też ducha tego miejsca - styl, nowoczesność połączona z tradycją i maksymalne wykorzystanie przestrzeni.

Po krążeniu wte i we wte bez bardziej sprecyzowanego celu, postanowiliśmy wybrać się gdzieś w jakimś bardziej określonym kierunku. Wybór padł na Wzgórze Wiktorii, na które udaliśmy się specjalnym tramwajem. Choć trzeba było przeczekać w kolejce blisko godzinę, to naprawdę było warto.

Na zdjęciu powyżej widok z tramwaju, którym wjeżdża się na szczyt wzgórza. Prawda, że niesamowity? Do tego dodam, że na szczyt wjeżdża się pod kątem miejscami większym niż 45 st. Normalnie szok.

A tak przedstawia się widok z samej góry. Mieliśmy sporo szczęścia, bowiem trafiliśmy akurat na piękne, błękitne, pogodne niebo. Panorama rozciąga się na niemal cały Hong Kong, niestety zdjęcie nawet w połowie nie oddaje tego zapierającego dech w piersiach widoku.

Wspólne zdjęcie musi być. Żeby potem nikt nie gadał, że nas tam nie było :)


A tak wygląda panorama po zapadnięciu zmroku. Zdjęcie trochę rozmazane, ale najlepsze jakie mam.

Z góry zeszliśmy już sami, z lenistwa (paradoks!) Nie chciało nam się stać w kolejce na tramwaj powrotny, więc postanowiliśmy zejść o własnych nogach. Trochę nas wyprowadziło na manowce, ale szczęśliwie znaleźliśmy przystanek autobusowy i środkiem komunikacji miejskiej jakoś wróciliśmy na dobrą drogę i do hostelu.

Następnego dnia było odsypianie, nerwy związane z otrzymaniem wizy, a potem poczucie ulgi i zakupy. Hong Kong jest drogi, ale znajdzie się tam sporo rzeczy, za które - w promocjach lub nie - zapłacić można nawet mniej niż w Chinach. No i w końcu tam udało mi się znaleźć od dawna poszukiwane Qingdao :)

niedziela, 8 lipca 2012

Tsingtao Stout

Podczas surfowania w internecie natknąłem się na opinię, że chińskie piwo jest najgorsze na świecie. Cóż, nawet jeżeli ów ktoś się pomylił, to zapewniam Was że naprawdę niewiele. Dlaczego? Moje dotychczasowe doświadczenia pokrywają się z obiegową opinią, że chińskie piwo jest jak woda - tak samo smakuje, tyle samo kosztuje i jest w nim mniej więcej taka sama zawartość alkoholu. Na szczęście są chlubne wyjątki.


Dziś przedstawię Wam jeden z nich. Tsingtao Stout - bądź jak kto woli, Qingdao - jak sama nazwa mówi jest piwem ciemnym. Zawiera 7.5% zawartości alkoholu, co jak na lokalne warunki jest wynikiem niemalże kosmicznym, bowiem inne ciemne piwa (jest ich zaledwie kilka) dostępne na rynku mają mniej więcej od 3 do 4.5% zaw. alk., do tego smakują wręcz okropnie. TS tym bardziej wyróżnia się na ich tle. Jego barwa jest bardzo ciemna, a pianka posiada brązowawy odcień. Smak piwa jest gorzki ze słodkawym, odrobinę gorzko-czekoladowym, palonym posmakiem. Co prawda, jak każdy stout jest ciężki, ale odpowiednio mocno schłodzony potrafi orzeźwić.

W Europie TS najprawdopodobniej nie zrobiłoby furory, ale w całej Azji, że nie wspomnę o Chinach, jest prawdziwą perełką. Niestety, w Xiamen jest praktycznie niedostępne, choć jeszcze kilka lat temu można je było nabyć w kilku wybranych miejscach. Na chwilę obecną, można je znaleźć jedynie w większych miastach (Pekin, Szanghaj) oraz w Hong Kongu i prawdopodobnie na Tajwanie. Cena na kontynencie za butelkę wynosi ok. 7-8RMB.

Nazwa: Tsingtao (Qingdao) Stout
Producent: Tsingtao Brewery Co., Ltd. (Chiny)
Typ: Foreign stout
Zaw. alk.: 7.5%
W: Butelce
Cena: 7-8RMB
Dostępność: Większe chińskie miasta, eksportowany m.in. do Hong Kongu.

sobota, 7 lipca 2012

Wiza F

Chińska wiza z oznaczeniem F, to nazwa wizy służbowej. O wizę taką aplikują osoby planujące przebywać na terenie Chin w związku z czynnościami służbowymi jak np. negocjacje, delegacje, różnoraka współpraca wymagająca pobytu ówdzie itp.
Generalnie, raczej nie ma problemu z uzyskaniem wizy, ale panuje duży bałagan jeśli chodzi o listę pełnej dokumentacji potrzebnej do złożenia aplikacji. O ile na stronie ambasady wszystko jest dosyć klarownie opisane, o tyle różne chińskie strony rządowe wymieniają różnoraki, nie do końca się ze sobą pokrywający zestaw dokumentów potrzebnych do ubiegania się o wizę. Być może szczegółowe przepisy w prowincjach czy miastach nie są ujednolicone, a być może to zwykłe niedbalstwo urzędników. Tak czy siak, przedstawię Wam pełen zestaw wszelkich potrzebnych papierów do uzyskania wizy, który my musieliśmy złożyć w biurze imigracyjnym w Xiamenie.

Do złożenia aplikacji o wizę typu F w chińskiej ambasadzie potrzebne będą poniższe dokumenty:
  1. Ważny paszport
  2. Formularz aplikacji o wizę
  3. Potwierdzenie rezerwacji hotelowych
  4. Zdjęcie (x2)
  5. Zezwolenie na prowadzenie działalności gospodarczej (kopia)
  6. Certyfikat kodu organizacji (kopia)
  7. Zaproszenie

    Do złożenia aplikacji w chińskim biurze imigracyjnym oprócz wszystkich wymienionych powyżej dokumentów potrzebny będzie również:
  8. Tymczasowy meldunek
  9. Formularz rejestracyjny jednostki odbierającej obcokrajowca (x3)

    Jeżeli strona zapraszająca jest przedsiębiorstwem finansowanym zagranicznym kapitałem, aplikant musi złożyć dodatkowo:
  10. Świadectwo homologacji dla przedsiębiorstw

    Jeżeli zaś strona zapraszająca jest jednostką administracji publicznej, wówczas aplikant musi złożyć dodatkowo:
     
  11. Świadectwo rejestracji jednostki administracyjnej
Poniżej pokrótce opiszę każdy dokument:

Paszport
Okres ważności paszportu nie może być krótszy niż sześć miesięcy. Osoby starające się o wizę będąc w Chinach muszą oczywiście posiadać również ważną wizę.

Potwierdzenie rezerwacji hotelowych
Jak wyżej.

Formularz aplikacji o wizę
Wniosek 《外国人签证、居留许可申请表》 należy wypełnić poprawnie i w zgodzie z prawdą. Można go pobrać ze strony chińskiej ambasady i wydrukować sobie zawczasu. Formularz powinien posiadać pieczątkę firmową strony zapraszającej.

Zdjęcie
Fotografie paszportowe powinny mieć rozmiar dwóch cali i być wykonane na niebieskim tle, twarzą skierowaną do przodu. Jedno zdjęcie należy przykleić do formularza wizowego.

Zezwolenie na prowadzenie działalności gospodarczej
Dokument ten wystawiany jest przez chińskie władze i posiada go każda legalnie działająca w Chinach firma. Kopia powinna posiadać pieczątkę firmową strony zapraszającej.

Certyfikat kodu organizacji
Dokument ten potwierdza rejestrację danej firmy oraz identyfikuje jej kod dziłalności gospodarczej. Kopia powinna posiadać pieczątkę firmową strony zapraszającej.

Zaproszenie
List powinien zawierać dane osoby zapraszanej oraz w pełni uzasadnione powody przyjazdu do Chin. Powinno również być wyraźnie zaznaczone, że w ciągu pobytu wewnątrz Chin, firma zapraszająca w całości pokrywa koszty pobytu w kraju - żeby nie było wątpliwości, że aplikant będzie gdzieś pokątnie próbował podjąć pracę w celach zarobkowych. W przypadku składania wizy w ambasadzie, wystarczy by list był napisany po angielsku i zatytułowany Invitation, natomiast w przypadku aplikacji w biurze imigracyjnym list należy zatytułować Aplikacja o wizę 《签证申请公函》, napisać go w całości po chińsku i zaadresować do tegoż biura. Zaproszenie musi zawierać podpis osoby zapraszającej oraz pieczątkę firmową.

Tymczasowy meldunek
Zaświadczenie o tymczasowym meldunku 《临时住宿登记表》 można uzyskać w hotelu. Jeżeli zaś mieszkamy w czyimś mieszkaniu, bądź też je podnajmujemy, wówczas w celu rejestracji pobytu bądź zameldowania należy udać sie do specjalnie wydzielonego biura meldunkowego. Potrzebne nam będą dokumenty:
  1. Paszport
  2. Umowa najmu
  3. Prawo własności do nieruchomości (kopia)
  4. Dowód tożsamości właściciela (kopia)
A tak wygląda ten dokument.

Formularz rejestracyjny jednostki odbierającej obcokrajowca
Pismo 《涉外接待单位备案登记表》 należy wypełnić w trzech kopiach i skierować do najbliższego komisariatu milicji. Po rutynowym sprawdzeniu firmy przez milicjantów wystawią oni krótką opinię w formularzu, jednocześnie zatrzymując jeden z nich. Pozostałe dwie kopie należy złożyć wraz z pozostałymi dokumentami w celu uzyskania wizy.

Świadectwo homologacji dla przedsiębiorstw
Świadectwo rejestracji jednostki administracyjnej
Dokumenty te wystawiane są przez chińskie władze i powinny być w posiadaniu każdej legalnie działającej firmy o charakterze kapitału zagranicznego/administracji publicznej.

Uff! Wydaje Wam się, że to jest dużo? To wam powiem tak - to jest NIC w porównaniu z tonami papierów potrzebnych do aplikacji o wizę pracowniczą. Mieliśmy zamiar o coś takiego się postarać, ale niestety nie udało by się skompletować wszystkich dokumentów na czas.

piątek, 6 lipca 2012

Kłopoty z wizą

Długo nie pisałem, sorry - trzeba było najpierw wyleczyć kaca po Euro. Wydaje się, że jest już trochę lepiej, ale awersja do oglądania piłki jeszcze chyba nie do końca mi przeszła. Tak czy siak, zatroskanych czytelników, którzy zasypują mnie listami i mejlami uspokajam, że już wracam do blogowania ;)
W tym poście opiszę jakie ostatnio mieliśmy problemy z uzyskaniem wizy dla Myni.

Wszystko zaczęło się pod koniec czerwca, kiedy jej wiza powoli zaczęła wygasać. W celu jej przedłużenia zaaplikowaliśmy o wizę służbową (F), a prośbę poparliśmy dokumentami z mojej firmy (w następnym poście opiszę jakie warunki muszą zostać spełnione, by uzyskać taką wizę). Wizę taką trudniej jest uzyskać bedąc w Chinach niz poza nimi, gdyz nie wiedzieć czemu tutejszy urząd wymaga złożenia więcej dokumentów niźli w przypadku składania aplikacji w ambasadzie. Mniejsza, dodam tylko, że złożenie (zgadza się - ZŁOŻENIE) dokumentów zajęło nam cały dzień. Głównie dlatego, że okazywało się że albo brakuje jakichś dokumentów albo gdzieś nie ma pieczątki, to znowu zdjęć za mało, słowem - koszmar! Cudem udało nam się złożyć wszystkie dokumenty przed zamknięciem urzędu, a przecież wybraliśmy się tam już o 9 rano. Jednak najgorsze miało dopiero nadejść...

foto: Wikipedia

Po uporaniu się z biurokratami i oddaniem wszystkich potrzebnych papierków pozostało już tylko czekać na wizę. Aplikowaliśmy o wizę 6 miesięczną wielowjazdową - gdyby Mynia dostała taką, mielibyśmy spokój na pół roku. Nie wiedzieć jednak czemu, tydzień później - przy odbieraniu paszportu okazało się, że wiza wystawiona jest na ledwie 7 dni. Tak, nie pomyliłem się - 7 dni! Oczywiście, co prędzej zaczęliśmy sprawę wyjaśniać z urzędasem odpowiedzialnym za wystawianie wiz - Panem Linem. Jak nam Szanowny Pan wyjaśnił, powodem wystawienia wizy na tak krótki okres było pogwałcenie (używam oryginalnego języka tegoż urzędniczyny) chińskiego prawa, które w tym wypadku objawiło się brakiem rejestracji w komisariacie. Niewtajemniczonym wyjaśniam, iż w chińskim prawie występuje nakaz rejestracji w pobliskim komisariacie milicji każdego obcokrajowca wkraczającego na teren Chin w ciągu 24 godzin. Niestety, za moją radą, zbagatelizowaliśmy to (dotąd nie miałem z tym żadnych problemów, być może dlatego że jako posiadajacy wizę studencką nie miałem obowiązku każdorazowego meldowania się na posterunku?). Tak czy siak, Pan Lin postanowił wykorzystać okazję i pognębić waiguorenów. Na nic zdały się tłumaczenia o niewiedzy i braku złej woli. W jego mniemaniu nie stało się nic strasznego, bo przeca łaskawie pozwolił nam na kolejną aplikację, tylko że właśnie wtedy zaczęły się schody...

Był piątek po południu, więc kolejną aplikację mogliśmy złożyć dopiero w poniedziałek, a już w czwartek rano Mynia miała wykupiony bilet do Pekinu, ponieważ w piątek do Chin na 2 tygodnie przylatuje rodzina! Dowiedziawszy się jakich kłopotów nam przysporzył, Pan Lin nieco pobladł i nawet szczerze starał się pomóc nam znaleźć wyjście z sytuacji. Jedyną realną opcją była szybka podróż do Hong Kongu. W HK w trybie ekspresowym można uzyskać wizę już na drugi dzień. Plan był więc taki: w niedzielę wieczorem wyjeżdżamy z Xiamen, w HK jesteśmy na drugi dzień, czyli w poniedziałek. Tego samego dnia składamy aplikację w ambasadzie chińskiej, we wtorek ją odbieramy i wieczorem ruszamy w drogę powrotną, a na miejscu jesteśmy w środę rano. Wszystko na styk, bo w środę jest jeszcze parę rzeczy do załatwienia na miejscu, a w czwartek już o 7 rano lot do Pekinu. Jak pomyśleliśmy, tak zrobiliśmy, ale prawdziwe problemy zaczęły się dopiero teraz!

Po dotarciu do HK okazało się bowiem, że ambasada jest zamknięta! 2 lipca jest święto państwowe - wypadł akurat dzień wolny po 1 lipca, czyli po tzw. Hong Kong's Establishment Day. Tragedia! Oznaczało to bowiem, że skoro złożymy podanie o wizę nie w poniedziałek, tylko we wtorek, to dostaniemy ją dopiero w środę i nie zdążymy wrócić autokarem do Xiamen na czas! Panika straszna, a wyjścia tylko dwa - jakimś cudem ubłaganie urzędników o jeszcze szybsze wystawienie wizy niż w protokole (niemożliwe w 99%) albo po odebraniu wizy ratowanie się lotem do Xiamen (zdobycie biletów na lot tego samego dnia również graniczyłoby z cudem, a do tego jest to wielce kosztowne rozwiązanie). To w jakim stanie psychicznym wówczas byliśmy było nie do opisania. Rodziców Myni trzeba odebrać, ale nie tylko - przecież plan całej ichniej wycieczki jest już z góry ustalony, a loty, bilety, hostele itd. już dawno pozamawiane. Po prostu musieliśmy uzyskać wizę dla niej tu i teraz!

Strasznie zmartwieni postanowiliśmy coś zjeść i znaleźć dach nad głową. Bądź co bądź, byliśmy po długiej i strasznie męczącej podróży, więc nasz stan fizyczny dorównywał psychicznemu. Jednak niespodziewanie zatlił się promyczek nadziei... W trakcie szukania hostelu natrafiliśmy na ogłoszenie w jednym z nich - reklamowano usługi wizowe. Zaciekawieni, zapytaliśmy starszego pana za ladą o szczegóły, a ów wyjaśnił nam, że jest w stanie, brzydko mówiąc, "załatwić" wizę turystyczną bądź służbową aż na 3 miesiące, w dodatku do odbioru w dniu składania aplikacji(!). Wystarczyło dać paszport, zdjęcie, no i oczywiście zapłacić określoną sumę. Jednak zamiast wzbudzić w nas radość, wzbudziło to jedynie nasze podejrzenia. Czemu tak szybko? Czemu tak tanio? Była to jednak - jak dotąd - nasza jedyna deska ratunku. Postanowiliśmy więc najpierw zasięgnąć języka. Udaliśmy się do pobliskiego biura turystycznego, gdzie - jak się później okazało - świadczy się podobne usługi. Dowiedzieliśmy się, że wizę taką wyrabia się w graniczącym z Hong Kongiem Shenzhenie, dlatego trwa to niespełna jeden dzień (pytanie: dlaczego nie można tak zrobić w Xiamen?). Za identyczną usługę wizową jak u Pana w hostelu biuro zażyczyło sobie jednak ponad 2.5 razy wyższą cenę.

Stało się wówczas jasne, że to może być nasza ostatnia deska ratunku. Pojawił się jednak dylemat - komu zaufać? Długo zastanawialiśmy się co zrobić i komu powierzyć wyrobienie wizy - dziadkowi z przypadkowego hostelu, który na codzień raczej nie miał do czynienia z wizami, nie wzbudzał naszego zaufania, no i nie wiadomo było czy ten paszport w ogóle nam odda, nie wspominając w ogóle o wizie. Ale był za to o wiele tańszy. Z drugiej strony biuro turystyczne wyglądało profesjonalnie, wzbudzało zaufanie i wyglądało na to, że naprawdę są w stanie podołać zadaniu. Jednak strasznie słono sobie życzyli, a my i tak już kupę kasy włożyliśmy w uzyskanie tej wizy. Zastanawialiśmy się trochę, a żeby rozwiać wszelkie wątpliwości postanowiliśmy jeszcze raz odwiedzić i podpytać dziadka. O dziwo, za drugim razem wzbudził w nas o wiele więcej zaufania i zrobił znacznie lepsze wrażenie. Nie wiem w jaki sposób to zrobił, ale skończyło się na tym, że to jemu powierzyliśmy paszport Myni.

Mimo to nadal nie za bardzo ufaliśmy swojemu wyborowi i prześladowały nas różnorakie, wdzierające sie do głowy senariusze - że nie dadzą nam wizy, że dziadek paszportu nie odda, że zażąda nagle więcej pieniędzy, oszuka itp. Do samego końca nie byliśmy pewni, czy uda nam się uzyskać wizę i odzyskać paszport.
...
O dziwo, odbiór odbył się bez najmniejszych problemów. O umówionej godzinie czekał na nas dokument do odebrania, a w środku niego widniała świeżo wystawiona chińska wiza na całe trzy miesiące! I choć Mynia odetchnęła z ulgą dopiero gdy pozwolono jej przekroczyć granicę, to nasza przygoda z wizą dobiegła końca, a Mycha właśnie lata po Chinach korzystając z wizy ile tylko może :) Oczywiście rodzina o naszych perypetiach dowiedziała się dopiero po fakcie, bo nie było by zbyt mądre denerwować ich zawczasu przed podróżą ich życia. Na szczęście tym razem wszystko dobrze się skończyło. Uff!

Liczby

800HKD - tyle kosztuje jednomiesięczna wiza turystyczna w chińskiej ambasadzie w HK wystawiona w trybie ekspresowym (1 dzień roboczy).
2670HKD - tyle za pomoc w uzyskaniu wizy zażyczyło sobie od nas chińskie biuro turystyczne.
950HKD - tyle zapłaciliśmy dziadkowi z hostelu za pomoc w uzyskaniu trzymiesięcznej wizy. O godzinie trzeciej po południu w dniu złożenia aplikacji czekał już na nas gotowy do odebrania paszport.

1HKD = ~0.50PLN


środa, 13 czerwca 2012

Wokół Euro: Po meczu z Rosją

Po wygranej remisie z Rosją, polskie media chwalą piłkarzy za mądrą grę, dobre przygotowanie fizyczne, wolę walki i upór. Tymczasem Rosjanie - zarówno media, piłkarze jak i kibice - narzekają na wszystko - a to sędziowanie na "żenującym poziomie" (wg Ruskich w pierwszej połowie powinny być dwa rzuty karne, co ustawiłoby im spotkanie - nie wiadomo tylko kiedy miałyby zostać odgwizdane, gdyż żaden z naszych nie dopuścił się przewinienia w "jedenastce"), a to stadion zły (Kierżakow marudził, ale nie wiadomo co mu nie odpowiadało - murawa? dizajn? kibice???), a to niesprawiedliwy wynik (Rosjanie grali pięknie i powinni wygrać 3:0, a ci wredni Polacy ośmielali im się przeszkadzać) - "gwiazdom" pomyliły się paszporty z hiszpańskimi i w dupie sie poprzewracało. Jeden Arszawin przyznał, że pod koniec meczu złapali zadyszkę, ale to było widać gołym okiem przecież. Tak czy siak, szacun że nie kombinował tak jak reszta.

Fakty są takie, że obie drużyny strzeliły po jednym golu. Jednak to Polacy trafili do bramki "z gry". Zrobili to dwa razy, niestety za pierwszym Polański był na minimalnym spalonym i trafienia sędzia słusznie nie uznał. Rosjanom nie udało sie to ani razu, a bramkę zdobyli po stałym fragmencie gry. To Polacy kondycyjnie wyglądali lepiej w całym meczu, co widać było zwłaszcza pod koniec spotkania. To Polacy strzelili gola będąc pod presją i doprowadzając do wyrównania. To Polacy mieli więcej sytuacji bramkowych, niestety - oprócz tej jednej jedynej - niewykorzystanych. Oczywiście to wszystko śa tylko subiektywne fakty, z pewnością nadal jestem w euforii pomeczowej, ale cieszmy się, bo w końcu jest z czego.

foto: China Daily

Mecz pomiędzy Polską a Rosją odbił sie szerokim echem również w chińskich mediach. China Daily zauważa, że Dżagojew strzelił już trzecią bramkę w całym turnieju, ale więcej miejsca poświęca strzelcowi gola dla Polski - Jakubie Błaszczykowskiemu. W artykule o Kubie wyjaśnia m.in. skąd wziął się jego widniejący na koszulce przydomek oraz przedstawia jego krótki życiorys, opisując również traumatyczne przeżycia których był świadkiem w dzieciństwie. Podkreśla również jego wielki wkład w dwa ostatnio zdobyte mistrzostwa Niemiec z drużyną Borussi. W innej notce cytowane są słowa Smudy, który zaznacza że wygrana z Rosją oznacza iż polska drużyna jest w stanie wyjść z grupy. Niestety, łatwo nie będzie na pewno, ponieważ gramy z Czechami, którzy również grają o awans. Ostatni mecz Polaków w grupie zapowiada się więc baaardzo ciekawie.

wtorek, 12 czerwca 2012

Wokół Euro: Bikini Studio

Na oryginalny pomysł uatrakcyjnienia transmisji meczów Euro 2012 wpadła chińska stacja telewizyjna GDTV ( 广东电视台 ) mająca swą siedzibę w prowincji Guangdong. Otóż przed każdym rozgrywającym się meczem, czy to w Polsce, czy na Ukrainie, pogodynki zapowiadają aurę. Nie są to jednak zwykłe pogodynki, bowiem dziewczyny ubrano w kostiumy bikini. W ten sposób Chińczycy chcą zwiększyć oglądalność i przyciągnąć przed telewizory amatorów kobiecych wdzięków.

foto: ent.chinadaily.com.cn

Trzeba przyznać, że w Państwie Środka wiedzą jak przyciągnąć telewidzów przed odbiorniki. Jednak, sami Chińczycy przyznają, że ten rodzaj "promocji" mistrzostw nie jest ich oryginalnym pomysłem, a wzorowali się na mediach europejskich, "które tego typu przyciągające oko praktyki stosowały już dużo wcześniej".