piątek, 13 lipca 2012

Dzień w Hong Kongu

A właściwie dwa dni, ale poniżej relacja tylko z jednego, ponieważ jakoś tak wyszło, że dnia drugiego nie było ani chęci ani czasu na pstrykanie fotek - w końcu nie po to się wówczas do Hong Kongu wybraliśmy. A wybraliśmy się po wizę dla Myni (perypetie opisane w poście pt. Kłopoty z wizą). O naszych problemach pisałem wcześniej, więc tym razem pominę ten wątek i skupię się tylko na przyjemnych rzeczach :)

Zwiedzanie Hong Kongu rozpoczęliśmy od przechadzki po Harbour i Alei Gwiazd. Za dnia można obejrzeć gwiazdy znanych chińskich aktorek i aktorów umiejscowione w płytach chodnikowych. Nocą, natomiast, odbywa się tutaj pokaz laserów.

Panorama drugiego brzegu zatoki.

Zapewne w tym miejscu każdy spodziewał się opisu i nazwy budynku na zdjęciu - niestety, muszę Was rozczarować. Zamiast tego będzie żart. Po angielsku.

There were two peanuts, walking down the street, and one was
assaulted.

...

 o_O

Tyle anegdot. Po spacerze czas na papu. Hongkondzka (na pewno tak to się odmienia?!) kuchnia fusion jest wyśmienita, a wybór jest przeogromny. Tym razem skusiliśmy się na kurczaka i wołowinę z serem. Pycha!

Szklane domy, czyli wieżowce, jakich w HK bez liku.

Pogoda naprawdę dopisywała, więc postanowiliśmy udać się na dłuższy spacer. Po drodze mijaliśmy naprawdę fajne widoki, no i oczywiście multum wieżowców.

Słynne dwupiętrowe autobusy, a zwłaszcza tramwaje są jedną z wizytówek Hong Kongu. Doskonale symbolizują też ducha tego miejsca - styl, nowoczesność połączona z tradycją i maksymalne wykorzystanie przestrzeni.

Po krążeniu wte i we wte bez bardziej sprecyzowanego celu, postanowiliśmy wybrać się gdzieś w jakimś bardziej określonym kierunku. Wybór padł na Wzgórze Wiktorii, na które udaliśmy się specjalnym tramwajem. Choć trzeba było przeczekać w kolejce blisko godzinę, to naprawdę było warto.

Na zdjęciu powyżej widok z tramwaju, którym wjeżdża się na szczyt wzgórza. Prawda, że niesamowity? Do tego dodam, że na szczyt wjeżdża się pod kątem miejscami większym niż 45 st. Normalnie szok.

A tak przedstawia się widok z samej góry. Mieliśmy sporo szczęścia, bowiem trafiliśmy akurat na piękne, błękitne, pogodne niebo. Panorama rozciąga się na niemal cały Hong Kong, niestety zdjęcie nawet w połowie nie oddaje tego zapierającego dech w piersiach widoku.

Wspólne zdjęcie musi być. Żeby potem nikt nie gadał, że nas tam nie było :)


A tak wygląda panorama po zapadnięciu zmroku. Zdjęcie trochę rozmazane, ale najlepsze jakie mam.

Z góry zeszliśmy już sami, z lenistwa (paradoks!) Nie chciało nam się stać w kolejce na tramwaj powrotny, więc postanowiliśmy zejść o własnych nogach. Trochę nas wyprowadziło na manowce, ale szczęśliwie znaleźliśmy przystanek autobusowy i środkiem komunikacji miejskiej jakoś wróciliśmy na dobrą drogę i do hostelu.

Następnego dnia było odsypianie, nerwy związane z otrzymaniem wizy, a potem poczucie ulgi i zakupy. Hong Kong jest drogi, ale znajdzie się tam sporo rzeczy, za które - w promocjach lub nie - zapłacić można nawet mniej niż w Chinach. No i w końcu tam udało mi się znaleźć od dawna poszukiwane Qingdao :)

Brak komentarzy: