czwartek, 15 grudnia 2011

Więcej wilków niż mięsa

Dobra, koniec z przechwałkami. Przeczytałem dzisiaj na onecie ciekawy artykuł o swataniu par oraz instytucji małżeństwa i wszystkich występujących w chińskiej kulturze zjawiskach socjologicznych jej towarzyszących. Artykuł - trzeba dodać - miejscami lekko przejaskrawiony, ale w dużej mierze rzetelny i odzwierciedlający prawdziwą sytuację przyszłych żon i mężów żyjących w Państwie Środka oraz problemów z jakimi borykają się na codzień. Poniżej co ciekawsze fragmenty:
Życie miłosne Chińczyków staje się coraz bardziej skomplikowane. Konkurencja na rynku matrymonialnym jest twarda, naciski olbrzymie, a rodzice wtrącają się do wszystkiego. Miłość w Chinach oznacza zawsze trójkąt: romantyzm, konfucjanizm i pieniądze.

(...) Sytuacja młodych Chińczyków jest trudna i robi się coraz trudniejsza. Mści się to, że żeńskie noworodki często jeszcze są w tym kraju niepożądane i od lat rodzi się tu więcej chłopców niż dziewczynek. W 2020 roku ponad 24 miliony kawalerów nie znajdą żony. (...)

(...) Pewnej niedzieli Xin natknął się jednak na Chiny, jakich sam jeszcze nie znał. Starsi, pomarszczeni mężczyźni i kobiety stali z notesami przed tablicą ogłoszeń, siedzieli pod rozłożonymi parasolami, a na każdym z nich widniała kartka z ofertą. To byli rodzice zachwalający swoje dzieci. (...)

(...) Trzeźwe poglądy Chinek objawiają się dziś w dwóch mądrościach. "Od niewolnika do generała" – tak nazywają nagłą przemianę wielu facetów po wypowiedzeniu sakramentalnego "tak". Dla nich samych zaś ślub, ciąża i małżeństwo oznacza "Być jeden dzień księżniczką, dziesięć miesięcy królową i całe życie sprzątaczką". Próbują więc wycisnąć z tego pierwszego dnia jak najwięcej. (...)
Cały artykuł do przeczytania tutaj.

Komentarz:
Powyższy artykuł nie tylko opisuje zmagania singli z przerażającą codziennością, ale i zwraca uwagę na pewien bardzo poważny problem. Skutecznie egzekwowana przez chiński rząd polityka jednego dziecka sprawiła, że rodzice inwestują pieniądze, miłość i całą uwagę w swoją jedyną pociechę. Niestety, brakuje w tym wszystkim umiaru, bo nadopiekuńczy rodzice nie dość że rozpieszczają swoje dziecko, to również robią mu ogromną krzywdę kompletnie pozbawiając samodzielności i całkowicie uzależniając je od siebie. Takie wychowanie na pewno zemści się w dorosłym życiu młodego Chińczyka.

Nie daje mi spokoju jeszcze jedna sprawa. Nie od dziś wiadomo, że badania prenatalne, wynikiem których wciąż niepokojąco często są aborcje, to w Chinach niemal codzienność. Oczywiście rząd, zdając sobie sprawę ze skutków ubocznych wprowadzenia polityki jednego dziecka, stara się przekonać obywatelki do, donaszania żeńskich płodów, jednak wciąż bardziej preferowani są chłopcy. Dlaczego? Ponieważ przynoszą rodzinie prestiż - a dziecko można mieć przecież tylko jedno. Martwi mnie tylko, że tak wielu Chińczyków lekką reką jest w stanie zrezygnować z poczętej już córki dla... no właśnie, dla czego? Dla statusu? Dla posiadania? I nie przeraża sam fakt, bo przecież aborcji dokonuje się wszędzie, bez względu na szerokość geograficzną - przeraża skala tego zjawiska.

Oczywiście zarówno powyższe jak i przytoczone w artykule problemy nie dotykają całego społeczeństwa, a część z przytoczonych w nim przykładów to skrajności, ale warto zauważyć że ich skala jest rzeczywiście duża. Myślę jednak, że rząd już od obmyśla jak sobie z tym poradzić... A może to właśnie te wszystkie odgórnie narzucone regulacje są najwiekszą bolączką Państwa Środka i jego mieszkańców?

Brak komentarzy: