niedziela, 11 grudnia 2011

Puchar Falco Electrics

W sobotę (10.12.11) miał miejsce finał turnieju zorganizowanego przez firmę Falco Electrics. Ufundowany jako główna nagroda puchar trafił w ręce zespołu Anselmo, w którym miałem przyjemność zagrać. Do zespołu zostałem dokoptowany jako wzmocnienie dopiero w półfinale - udało nam się rozbić drużynę Falco Electrics 9:5, a mnie samemu udało się strzelić gola i zaliczyć 3 asysty.

Prawdziwe zawody miały się jednak odbyć dopiero w finale - trawiaste (choć bardzo nierówne) boisko, po 7 zawodników w zespole, 2x30 minut, dwie drużyny, jedna piłka i sędzia kalosz(!). Dosyć głupio straciliśmy pierwszego gola, ale po moim wejściu na boisko szybko zdobyłem bramkę niesygnalizowanym strzałem prosto w prawe okienko po pięknym podaniu od Hectora. Na nic się to jednak zdało, bo chińska drużyna za chwilę znów prowadziła. Do przerwy sytuacja się już nie zmieniła.

Na szczęście już na początku drugiej połowy znowu udało nam się wyrównać - pięknego gola z dystansu zdobył Hector! Krótko potem, na skutek złego sędziowania, Chińczycy wbili nam bramkę podczas przeprowadzania zmiany. Ciężko było nam się z tym pogodzić, a im szybciej czas upływał, tym sytuacja stawała się coraz bardziej nerwowa. Nerwy stracił Rodrigo, który musiał zostać zmieniony ze względu na ryzyko zdobycia czerwonej kartki. Z czasem zdominowaliśmy grę, ale huraganowe ataki, nie przynosiły skutku - chiński bramkarz bronił jak w transie. Mecz powoli dobiegał już końca, a sędzia doliczył dwie minuty. Przegrywaliśmy 2:3, jednak w pierwszej minucie doliczonego czasu gry nieoczekiwanie bramkę strzelił Włoch Matteo! Po raz trzeci z rzędu udało nam się zremisować! Chińczycy sensacyjnie stracili prowadzenie, a nas to tylko bardziej zmobilizowało do jeszcze większego wysiłku. W obliczu niemal pewnej przegranej uskrzydliła nas świadomość rozegrania dogrywki, a z rywali, którzy zwycięstwo mieli już niemalże w kieszeni, jakby uszło powietrze. Dlatego postanowiliśmy pójść za ciosem i postawić wszystko na jedną kartę - atakowaliśmy dalej. I udało się! Na około 15 sekund przed gwizdkiem Ernir zdobył przepięknego gola z dystansu prosto w okienko! Golkiper nie miał nic do powiedzenia, a obrońcy tylko bezradnie rozkładali ręce.

W ten sposób udało nam się w sensacyjny i trochę dramatyczny sposób zwyciężyć w finale turnieju i zdobyć puchar :) Natomiast sam puchar ciężki jakby był lany z betonu, a pod spodem naklejona lista triumfatorów ostatnich kilku mundiali. No i ten pomarańczowy kolor! Ale już dla samej satysfakcji było warto gryźć trawę :D

Od lewej: Ja, Ernir, Ali

foto: archiwum

Brak komentarzy: