Chiny powoli dorastają do swojej kluczowej roli
Pamiętacie Grupę Siedmiu? Jeszcze nie tak dawno ta mała klika trzęsła światem wedle swojego widzimisię. Obecnie nastała era Grupy Dwudziestu. To nic złego. Największą wadą tego elitarnego klubu była nieobecność Chin...
...niesamowitego giganta, który jest już trzecią co do wielkości gospodarką świata i jeśli nic się nie zmieni, niedługo zdetronizuje Japonię i zajmie pozycję wicelidera. Chiny są jedyną gospodarką, niezależnie od rozmiaru, która cały czas się rozwija, choć już w wolniejszym, 6-8% tempie. Większość pozostałych krajów świata, rozpaczliwie starających się zażegnać poważne recesje, może tylko patrzeć z zazdrością.
Gwałtowne zmiany na globalnej mapie sukcesów gospodarczych przyspieszyły tylko pojawienie się Chin na światowej scenie. Czy to im się podoba czy nie – a do niedawna było widać, że nie bardzo – Chiny będą musiały na tej scenie odgrywać ważniejszą rolę. W czerwcu zeszłego roku Fred Bergsten z Peterson Institute for International Economics sugerował, że – nie można o tym głośno mówić w Brukseli – większość dużych problemów świata mogłoby rozwiązywać G2, czyli USA i Chiny.
To nieco zbyt daleko idący wniosek, ale londyński szczyt zdaje się dowodzić, że Chiny powoli dorastają do swoich za dużych butów. Jeszcze zanim zaczęły się posiedzenia, Pekin powiedział Waszyngtonowi, żeby właściwie obchodził się jego 1 bilionem dolarów w papierach skarbowych, prowadząc odpowiedzialną politykę fiskalną. Wysunął również intrygującą propozycję zwiększenia roli specjalnych praw ciągnienia tak, aby stały się alternatywą dla dolara jako waluty rezerwowej.
Część pozostałych członków G20, m.in. Indonezja, Korea Południowa i Argentyna, podpisały w ostatnim czasie z Chinami umowy na swapy walutowe w juanach. Jest to sygnał, że rola Pekinu rośnie nawet pomimo braku statusu waluty wymienialnej. Podczas samego spotkania, Chiny pozytywnie udzielały się w dyskusjach o zwiększeniu budżetu Międzynarodowego Funduszu Walutowego, choć nie było jasne, jaki wkład zaoferują, i odpierały francuskie próby zakwalifikowania Hong-Kongu i Makao jako rajów podatkowych.
Pekin pokazał, że potrafi coś więcej poza prostym komunikowaniem, co mu się nie podoba. Niezobowiązująco zaczął również artykułować aktywną wizję tego, jak świat może funkcjonować i co Chiny mogą do niego wnieść. Na tym jednak cały proces się kończy jak na razie. Chiny pozostają biednym krajem z produktem krajowym brutto per capita na poziomie Albanii. Chiński model może być atrakcyjny dla niektórych autorytarnych przywódców, którzy chcieliby poznać tajemnicę dwucyfrowego wzrostu gospodarczego i politycznej długowieczności. Słabości chińskiej kultury politycznej ograniczają możliwości pełnego udziału w globalnym dyskursie. Mimo wszystkich swoich wad, Stany Zjednoczone pozostają bardziej atrakcyjnym miejscem dla miliardów ludzi na całym świecie szukających lepszego życia. Jeśli Chiny mają temu dorównać, potrzebują poważnych zmian.
Oryginalny artykuł do przeczytania tutaj.
źródło: onet.pl za Financial Times, 4.04.2009
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz