czwartek, 29 maja 2008

Post nie mający nic wspólnego z trzęsieniem ziemi w Chengdu

Miało być o trzęsieniu już jakiś czas temu, ale doszedłem do wniosku, że nie ma sensu o tym pisać, gdy media na całym świecie trąbią o tym non-stop. Nie znaczy to, że w jakimkolwiek sensie umniejszam znaczenie tej tragedii - o nie, po prostu uznałem, że nie mam obowiązku pisać o tym przykrym wypadku na moim blogu, więc tego uniknę.

Całe szczęście, że Sarah, Veness i pan Wu - Chińczycy mieszkający w Chengdu, których poznałem podczas ostatniej wyprawy są bezpieczni, cali, zdrowi i nic im się nie stało. Kontaktowałem się z nimi i okazało się, że u nich - na szczęście - wszystko w porządku.

W te wakacje miałem nieśmiałe plany wybrać się do Syczuanu i Yunnanu, ale niestety po trzęsieniu ziemi nie ma tam po co jechać. A wielka szkoda... Mam nadzieję, że jeszcze będę miał okazję tam zabawić, a tymczasem trzeba pozmieniać plany na lato.

[No dobra, trochę Was okłamałem w tytule, no ale mam nadzieję, że mi wybaczyta ;]

Ostateczna broń zniszczenia

Razi prądem, daje niezłego kopa - pomoże ci w pozbyciu się nieproszonych gości oraz obroni przed napastnikami. Działa doskonale i niezawodnie, z tym że... tylko na komary :(. Póki co, niestety, trzeba więc się na jakiś czas wstrzymać z planami dotyczącymi panowania nad światem...


W wolnych chwilach packa może nam służyć jako szpanerski gadżet doskonale udający rakietę tenisową. Podobno dziewczyny lubią, ekhem, tenisa...


foto: Tomas

Pochodnia Olimpijska

Od jakiegoś już czasu, w związku że do Olimpiady w Pekinie coraz bliżej, po kraju - od miasta do miasta - krąży pochodnia olimpijska. 12 maja pochodnia przybyła do Xiamen prosto z Quanzhou. Traf chciał, że trasa "maratonu" przebiegała tuż nad brzegiem morza, u próg bramy do naszego uniwersytetu. Narobiłem sobie trochę smaku, żeby uczestniczyć w tym całym wydarzeniu, więc zabrałem z pokoju aparat, zadzwoniłem po Floriana i razem z nim i Dafne [Izraelka] wybraliśmy się pod bramę.
Pochodnia miała mijać szkołę punktualnie o 14:00, niestety spóźniła się o około dwie godziny i nawet nie w tym problem, a w tym że towarzyszyło nam tego dnia około miliona Chińczyków żądnych zabić za miejsce przy płocie oraz piekielnie upalna pogoda, które razem z naszą niecierpliwością doprowadziły do tego, że po blisko dwóch godzinach podjęliśmy wspólną decyzję o zaniechaniu dalszego uczestnictwa w owym wydarzeniu. Jak postanowiliśmy, tak też zrobiliśmy.
Jak się okazało, pochodnia przybyła pod bramę niespełna 5 minut po naszej rezygnacji, co zdołaliśmy stwierdzić sami, ponieważ gdy się oddalaliśmy w sobie jedynie znanym miejscu z daleka dało się jeszcze słyszeć dzikie wrzaski Chińczyków. Mimo to nie zawróciliśmy, nikt nie czuł takiej potrzeby. Może dlatego, że nikogo jakoś nie podekscytowała późniejsza potencjalna możliwość opowiadania wnukom, że pod Uniwersytetem Xiameńskim przed Olimpiadą 2008 w Pekinie stał on pośród dzikiego, anonimowego tłumu wrzeszcząc jak zwierzę na widok jakiejś głupiej pochodni, która jest niczym więcej jak tylko nie mającym w gruncie rzeczy dla mnie żadnego znaczenia symbolem. Co z tego, że taka okazja może zdarzyć się tylko raz w życiu. Co innego gdyby to było jakoś związane z EURO na przykład! Zwłaszcza z tym w 2012 roku. Pewnie wtedy stałbym w pierwszym szeregu pomachując biało-czerwoną flagą, ubrany w koszulkę z białym orzełkiem na piersi i w pełni rozumiałbym entuzjazm Chińczyków...


"...towarzyszyło nam tego dnia około miliona Chińczyków..."


foto: Tomas

Kosmici a sprawa chińska

Jak się okazało kosmici bez większych problemów mogą starać się o pozwolenie na tymczasowy pobyt w Chinach. Wystarczy złożyć odpowiednie dokumenty, uiścić określoną kwotę oraz oczywiście wypełnić formularz - taki jak ten poniżej :)


P.S. A mówi się o tych Chińczykach, że mają reżim, a tu proszę - nawet Marsjanie mogą bez przeszkód ubiegać się o wizę. To jest dopiero równouprawnienie!


foto: Tomas

poniedziałek, 19 maja 2008

TV

Po dość długiej przerwie wracam do pisania bloga.

Od kilkunastu dni podczas lekcji towarzyszą nam kamery. Dlaczegóż? Otóż nasze zajęcia nagrywane są na potrzeby szkoły, która to rozpoczęła nowy projekt, mianowicie - nauka za pośrednictwem internetu. Sfilmowane lekcje są zapisywane na dysku twardym i trafiają później na serwer uniwersytetu, do którego każdy, bez względu na miejsce zamieszkania - oczywiście za odpowiednią opłatą - będzie mógł mieć swobodny dostęp.

W sumie to już kiedyś słyszałem o podobnych przedsięwzięciach, ale uczestniczyć w czymś takim to jest dla mnie absolutna nowość.

Mam nadzieję, że Chińczycy poprzestaną na tym, choć w sumie nie wiem w jaki sposób mogli by się posunąć jeszcze dalej. Ingerencja w zajęcia jest praktycznie znikoma, ale nie ma już takiej swobody jak wcześniej. Co więc będzie następnym krokiem? Skanowanie naszych notatek?